wtorek, 25 marca 2014

Rozdział 20

Wychodząc z mieszkania w strugach łez, patrzyłam w nadziei że Paul będzie próbował mnie zatrzymać, w głębi bardzo tego pragnęłam jednak się tak nie stało. Opuściłam blok mężczyzny, którego cały czas kochałam... Chciałam zostać jednak przeze mnie nie może się skupić na swojej pasji-siatkówce. Wiem ile to dla niego znaczy. Wiele osób mnie skarciło za to co zrobiłam mówiąc "przecież on cię kocha" . Sama już nie wiem muszę odpocząć od tego wszystkiego, od problemów, przemyśleć dużo rzeczy.
Zanim wsiadłam do taksówki spojrzałam  w okno mieszkania Paula. Widziałam go płakał tak samo jak ja. Skuliłam głowę i z trudem wsiadłam do pojazdu. Skinęłam kierowcy aby zawiózł mnie do najbliższego hotelu gdzie przez kilka następnych dni mam zamiar nocować.
Na telefonie miałam pełno nieodebranych połączeń od całej drużyny. Nie miałam ochoty rozmawiać z nikim. Ale nie udało mi się to, po tym jak zdążyłam się zadomowić się w swoim pokoju, usłyszałam pukanie do drzwi. Ku mojemu zdziwieniu w drzwiach stali Anastasia i Peter Veres . Ze zdumieniem zapytałam:
-Co tu robicie, skąd wiedzieliście w jakim hotelu się zatrzymałam? -z trudem wyrzucałam z siebie każde kolejne słowo.
-Blanka, słońce jesteś przewidywalna aż do bólu... -uśmiechnęła się Anastasia
-Domyślam się po co przyszliscie, wejdźcie.
-Blanka słuchaj, ty pomyślałaś co on teraz bez ciebie zrobi? Przecież stoczy się na dno! Lotman jeszcze nikogo tak nie kochał jak ciebie i maluchy. Codziennie na trening przychodził z uśmiechem na twarzy, trenował ciężko aby zapewnić wam jak najlepszy byt. Zawsze mówił że jesteś dla niego najważniejsza, że mimo przeciwności poradzicie sobie... Wyobraź sobie co on teraz czuje.. Jak cierpi... -uświadamiał mnie Peter
-A poza tym nie rozumiem dlaczego tak tu siedzisz, skoro Jasmine to wszystko zaplanowała, wiedziała jak zareagujesz. Doskonale też wiedziała że dla Paula i dla jego szczęścia jesteś w stanie go zostawić byleby był szczęśliwy. Jestem pewna że już tam u niego jest i go pociesza! A ty tutaj... Zastanów się co robisz nim będzie za późno! Dziewczyno otrząśnij się!
Znów zaniosłam się łzami, tym razem były to łzy mojej głupoty i bezmyślności. Uświadomiłam sobie że jest to mężczyzna mojego życia i nie pozwolę aby jakaś chora na umyśle idiotka mi go odebrała! Mam czekać z założonymi rękami i czekać aż odbierze mi wszystko to co jest dla mnie najważniejsze?! Boże jaka ja głupia byłam przecież on mnie kocha a ja go tak ranię przez swoje durne wywody!
-No nie maż się już, ogarnij się i wracasz do niego!
-Macie rację, dziękuję wam! -z radości przytuliłam przyjaciół
-No już wystarczy ubieraj się Peter zniesie walizki a ty się ogarnij.
Trochę to trwało zanim doszłam do w miarę dobrego stanu. Mimo to na mojej twarzy można było dostrzec korytarze łez. Chwilę później byłam już gotowa do opuszczenia hotelu. Około 30 minut później siedziałyśmy już w samochodzie czekając na Petera, który załatwiał ostatnie formalności związane z wykwaterowaniem. Po krótkim czasie, byliśmy już w drodze do Paula. Jednak jego mieszkanie było na krańcach miasta. Podczas podróży napawałam się widokiem pięknego Rzeszowa. Miasto wyglądało zjawiskowo w migoczącej scenerii, którą zapewnił widoczny szron. Przez strzeliste budynki miasta przebijały się smugi świateł, nadawały one romantycznego nastroju. Uświadomiłam sobie iż kocham to miasto jak żadne inne i że chcę tu zostać jak najdłużej. W mgnieniu oka byliśmy na miejscu z ekscytacji pięknym widokiem miasta wyrwał mnie zapach dymu. Dostrzegłam pożar przy blokowym ogródku, który należał do Paula. Jak poparzona wyskoczyłam z auta pobiegłam na miejsce mimo że wszyscy mi tego odradzali. Przy ogniu stał Lotman paląc swoje rzeczy związane z siatkówką.
-Co ty robisz, oszlałeś?! -krzyknęłam
-Nie, tylko cię kocham!! -podbiegłam do ogniska
-Zostaw to! Zgaś to natychmiast!
-Nie wierzysz co jest dla mnie najważniejsze to proszę!!!!! -usiadłam na ziemi krzycząc przez łzy
-Przepraszam!!!! -Paul podszedł do mnie i przytulił. Zaczął mnie uspokajać po czym przyjechała straż...
----------------------------------------------------------------------------------------------------------
No i tak zakochani się pogodzili, wszystko zaczyna wracać do normy. Ktoś z Was się spodziewał na taki akt desperacji Paula? Powiem szczerze że sama jestem zaskoczona. ;) Jeżeli macie jakieś pytania odnośnie opowiadania odsyłam Was na mojego aska : http://ask.fm/Ankaa32 . :) Mam pytanie, po skończeniu tego bloga planuję założyć kolejnego tak więc czy ktoś śledzący poczynania Blanki i Paula czytałby nowe opowiadanie?? Jak zwykle czekam na wasze opinie i pozdrawiam. Do następnego ;)

CZYTASZ=KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ


wtorek, 11 marca 2014

Rozdział 19

*Oczami Paula*
Przez całą noc byłem w szpitalu razem z Olą. Czuwaliśmy przy Blance. Niestety żadnej poprawy nie ma Blanka nadal może stracić dzieci. Wszyscy jesteśmy wściekli na Jasmine, zrobiła to celowo. Nie wybacze jej tego. Nie sądziłem że posunie się do czegoś takiego. Nie ręczę za siebie kiedy ją spotkam. Po chwili z gabinetu wyszedł lekarz.
-Panie doktorze co z nią już lepiej?
-Niestety, nawet gorzej. Z każdą chwilą dociera do nie bardziej to co się stało. Teraz nie jest zagrożone życie dzieci ale także i pańskiej partnerce.
-Jak to?! Blanka może umrzeć?
-Robimy co  w naszej mocy aby do tego nie dopuścić, jednak musi pan podpisać oświadczenie że w przypadku pogorszenia stanu zdrowia rodziny kogo mamy ratować dzieci czy narzeczoną...
-Tak, tak oczywiście. -byłem oszołomiony nie wiedziałem co mam zrobić kocham moje dzieci ale jeżeli stracę Blankę.. Muszę się zastanowić.
*Oczami Oli*
Całą noc nie spałam jestem strasznie zmęczona ale na samą myśl o tym że mogę stracić moją przyjaciółkę łzy cisnęły mi się same do oczu... Lekarz zapewnił nas że czuwają nad Blanką i możemy iść do domu odpocząć, jednak ze złością odparłam że wrócę tu jak najprędzej. Wychodząc ze szpitala widziałam kobietę podobną do Jess ale to chyba nie była ona, Nie miałaby czelności przychodzić po tym to zrobiła...
*oczami Blanki*
Odkąd odzyskałam przytomność czuję się słabo fizycznie a psychicznie... Czuję się winna temu całemu zamieszaniu. Najbardziej żal mi było Paula i Oli. Jak by nie patrzeć wdarłam się do ich życia. Namieszałam w sumie każdemu. Gdyby nie ja. Paul mógłby kontynuować swoją karierę a tak to tylko mu zawadzam. Po chwili do sali, w której leżałam przyszedł Nikolay. Ucieszyłam się ponieważ długo go nie widziałam.
-Dopiero teraz się dowiedziałem od Krzyśka co się stało, jak się czujesz a jak maleństwa?
-Cześć, tak ja widać leżymy w nie najlepszym stanie. -próbowałam się zaśmiać ale i to sprawiało mi trudność.
-Nie żartuj tu nie ma się z czego śmiać. Wiadomo kiedy cię wypuszczą?
-Jak na razie nie,  mój stan się poprawi wyjdę stąd. A nie stanie się to szybko. -posmutiałam
-Zleci, zobaczysz. -Niko uśmiechnął się do mnie słodko, co nie ukrywałam działało na mnie jak na najlepszy lek.
-Dziękuję ci za to że przyszedłeś, ale chciałabym się przespać.
-Jasne, już mnie nie ma. Wracaj do zdrowia. Pa. -Niko wyszedł a ja zobaczyłam kopertę na stolik, której wcześniej nie dostrzegłam. Z trudem wzięłam ją do ręki po czym otworzyłam. Moim oczom ukazała się ta oto fotografia:
A z tyłu był podpis "Patrz co zniszczyłaś-nigdy ci tego nie wybaczę" ! W tym momencie znowu nie wytrzymałam, po policzku strumieniem zaczęły mi płynąć łzy. Usłyszałam że ktoś zbliż się do mnie więc zdjęcie razem z kopertą schowałam pod poduszkę. Do pokoju wszedł Piotrek z Paulem z wielkim bukietem kwiatów.
-A to dla ciebie. -wyszczerzył się Pit, lecz nawet bukiet nie poprawił mojego samopoczucia. Paul podszedł do mnie całując mnie w czoło.
Chłopcy widzieli że jest coś nie tak, powiedziałam im. że jestem po prostu zmęczona. I kazałam im wracać do treningów. A ja sobie spokojnie wrócę do zdrowia.
Lotman zmarkotniał, z grymasem a jednocześnie z bojaźnią udał się do wyjścia razem z kolegą.
Mijały dni, tygodnie. Na moją prośbę nikt do mnie nie przychodził a próbowali. W końcu mnie wypisali, cieszyłam się że w końcu ja i bliźniaki mają się lepiej. Jednak moje postanowienia były nieco smutniejsze dla mnie...
Po powrocie do domu Paul miał trening więc go nie było. Zaczęłam się w spokoju pakować. Za około godzinę wrócił Lotman, widząc pełno walizek i pudeł zdenerwował się.
-Co to ma znaczyć?! Co ty robisz?
-Wyprowadzam się!
-Ale jak to?! Znowu zrobiłem coś nie tak?
-Nie, Paul to ja zrobiłam wszystko nie tak!
-Wpakowałam się w twoje życie bez pytania, przeze mnie nie trenujesz tyle ile powinieneś cały czas się mną przejmujesz. Nie mogę patrzeć jak wszystko traci na co pracowałeś latami przez taką nieudacznicę jak ja. Oczywiście dziećmi będziesz mógł się zajmować.
-Co ty wygadujesz?! Jestem najszczęśliwszy na świecie że mam ciebie i dzieciaki. Mimo przeszkód kocham cię i chcę z tobą być rozumiesz? -Paul mnie objął
-Ja też ale nie mogę patrzeć jak się marnujesz. Po resztę rzeczy wpadnę jutro. Aha bym zapomniała. - zdjęłam pierścionek zaręczynowy i oddałam go Lotmanowi po czym wyszłam z mieszkania...
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Witam Was serdecznie. :) Ale się stęskniłam! :D Leci do Was kolejna część trochę smutna ale sytuacja panująca w opowiadaniu zmusiła mnie do tego. :) Jak myślicie Blanka dobrze zrobiła wyprowadzając się od Pula? Czekam na wasze opinie. Do następnego. Pozdrawiam Anka. :)