wtorek, 25 lutego 2014

Rozdział 18

Spotkanie z ojcem było dla mnie bardzo ciężkie. Kosztowało mnie wiele nerwów mimo iż myślałam że po  latach mi przejdzie i będę potrafiła wybaczyć. Jednak się okazało że jest to zbyt rozległa krzywda aby w takim przeciągu czasu odeszła w zapomnienie.Pojawił się w najgorszym momencie jakim tylko mógł. Akurat teraz kiedy zaczynało się nam wszystko układać, kiedy nareszcie poczułam że jestem szczęśliwa? A mama, ciekawe gdzie jest i co się z nią dzieję? Tyle jej już nie widziałam, a tyle mam jej do powiedzenia... Ciekawe jaka była by jej reakcja na wieść że zostanie babcią. Tak bardzo chciałabym ją zobaczyć. Przytulić się, zwierzyć. Niestety, ta cała sytuacja nie służyła mojej ciąży. Od wizyty na komisariacie praktycznie nie można zostawić mnie samej ponieważ bardzo często zaczęłam tracić przytomność. Najgorsze jest w tym wszystkim to że Paul nie może się w pełni skupić na treningach tylko zamartwia się mną a raczej nami. Na całe szczęście są przy nas nasi przyjaciele Ola i Piotrek oraz wszyscy Resoviacy. No może prócz jednego. Na pozór próbowałam zachowywać się twardo do tego co ostatnimi czasy dzieję się wokół mnie ale w środku jestem rozdarta. Szkoda tylko że pojawia się coraz mniej odpowiedzi a coraz więcej pytań. A jedno, na które chciałabym znać odpowiedź. Kto nasłał mojego ojca? Bo nigdy nie uwierzę że sam z siebie postanowił mnie odnaleźć. Wstałam bardzo wcześnie, właściwie można powiedzieć że wcale nie spałam przez to wszystko. Przygotowałam śniadanie, posprzątałam mieszkaniu. Lotman  przespał smacznie cały ranek, nie miałam serca go budzić. On też bardzo emocjonalnie zareagował na to co się dzieję. Dziś na szczęście zawodnicy mają wolne, po raz pierwszy od dłuższego czasu mamy dzień dla nas. Jednak Paul coś wspominał że umówił się z Alkiem i Krzyśkiem na siłownię ale lepsze spędzone 2 godziny w samotności niż cały dzień. Około godziny 12:00 wstał Paul. Podszedł do mnie ręce położył na brzuchu, który z każdym dniem stawał się coraz większy.
-Jak tam moje aniołki się czują?
-Wszystko w porządku.
-Co na śniadanie?
-Śniadanie?
-Chyba obiad. Jest godzina 12:00.
-Już południe? Dlaczego mnie nie obudziłaś?
-Tak smacznie spaleś że nie miałam serca żeby cię zrywać... -Lotman tylko zamruczał po czym wtulił się we mnie.
-O której idziesz na siłkę?
-Właśnie zapomniałem cię uprzedzić. Dzisiaj nie ide na siłownię tylko na obiad wpadają Ignaczakowie. Mają być o 15:00.
-I mówisz mi o tym w południe?! Czyś ty zwariował? Już mi iść do sklepu zrobić zakupy!
-Ale Blanka!...
-Już! I to w podskokach. - ach ci mężczyźni. Pogratulować refleksu.
Wzięłam się za sprzątanie mieszkania. Każde pochylenie było katorgą. Przez mój brzuch z coraz większą trudnością wykonywałam podstawowe, domowe czynności. Ale coś za coś. Po jakimś czasie wrócił Paul i zaczęliśmy przygotowywać obiad. Tak jak było umówione o 15:00 pojawili się Ignaczakowie ze swoimi pociechami. Tylko pozazdrościć takich maluchów. Chociaż jak by Seba usłyszał że mówię na niego "maluch" to by się obraził...  Wizyta naszych znajomych minęła w miłej atmosferze. Jak zwykle Krzysiek z Lotmanem w swoim towarzystwie nie mogli być tylko 3 godziny więc od razu po spotkaniu umówili się na spacer. Jak to ujęli "męski spacer" tak więc ja i Iwona musiałyśmy na to przystać. Żona Igły pomogła mi pozmywać po czym wróciła do domu. A ja znowu zostałam sama.
Po chwili zadzwonił mi telefon, kiedy tylko ujrzałam że próbuje się ze mną skontaktować Ola odebrałam z uśmiechem na twarzy.
-Halo?
-Cześć. Jak się czujesz?
-Mogło być lepiej ale tragedii nie ma.
-Jak zwykle. Cała Blanka prawdy nie powie nigdy!
-Ale to prawda!
-Dobra, dobra ja swoje wiem. Słuchaj nie uwierzysz kogo dzisiaj widziałam w Rzeszowie!
-Kogo?
-Nie jestem pewna czy ci mówić bo wiesz...
-Olka, kogo?!
-Jasmine, jest w mieście widziałam ją jakieś 15 minut temu jakieś dwie ulice od waszego bloku.
-Nie?!
-Tak! Nie wiem co tu robi i po co wróciła ale mówię ci uważaj teraz na Paula. Gadałam z jej byłą koleżanką ponoć chcę odzyskać Lotmana. Czekaj to za godzinę wpadnę do ciebie wpadnę i pogadamy.
-Okej, czekam... -wydukałam po czym się rozłączyłam.
Usiadłam na kanapie, schowałam twarz w dłonie. Po upływie 5 minut usłyszałam pukanie do drzwi. Byłam pewna że to Ola ale się myliłam... To była Jasmine
-Co ty tutaj robisz? W ogóle jak ty masz czelność tutaj przychodzić?
-Nie zapominaj że to mieszkanie należało kiedyś również do mnie! To co wpuścisz mnie do swojego mieszkania? - uchyliłam lekko aby weszła.
-Trochę się tu pozmieniało... -gotowało się we mnie patrząc na jej twarz na której rysował się sztuczny uśmiech.
-Szkoda tylko że nie masz już na to wpływu...
-Oj mylisz się skarbie, a właśnie pewnie zastanawiasz się po co wróciłam.
-Właśnie może zechcesz być tak łaskawa i powiedzieć po co się znowu pojawiłaś?!
-Skoro tak bardzo chcesz wiedzieć. Przyjechałam walczyć o mężczyznę, którego ty mi zabrałaś!
-Ja zabrałam?! A to ja go zdradziłam?! Ja się puszczałam?! Chyba się zapominasz!
-Ojej nie tak nerwowo bo się twoje dzieciaki wystraszą! -w tym momencie myślałam że jej coś zrobię
-Odwal się od dzieci moich i Paula!
-No właśnie zapomniałam zapytać zapytać cię o najważniejsze! Jak tam tatuś?
-Skąd ty to wszystko wiesz?! -po jej uśmieszku doszło do mnie że to ona go nasłała, chciała mnie wykończyć.
-Brawo królewno! Myślałam ze jesteś bardziej głupia, a tu taka niespodzianka.
-Dlaczego ty to robisz? - w tym czasie do mieszkania wparowała Ola.
-No nie! Co ty tu robisz idiotko?!
-No proszę, posiłki? Blaneczka nie da rady się sama obronić?
-Wyjdź stąd! Albo dzwonię na policję! Won! -dziewczyny zaczęły się kłócić a ja poczułam ostry ból brzucha. Po czym osunęłam się na ziemię z hukiem.
-Blanka co ci jest? Odezwij się! -zaczęła mnie cucić przestraszona przyjaciółka.
-Dobra ja spadam, bo zaczyna wiać nudą... -  z twarzą zwycięzcy Jess wypadła z mieszkania.
Ola zadzwoniła po pogotowie. Zabrali mnie do szpitala.

*Oczami Paula*
Za spaceru wyrwała mnie Olka. Od razu pojechałem do szpitala. Dopiero tam dowiedziałem się co się stało i przez kogo. Byłem wściekły na Jess.
Na diagnozę czekaliśmy z Olką około 1,5 godziny.
-Panie doktorze co jej jest?
-Sytuacja jest nie za wesoła. Przez stres pańska narzeczona jest w ciężkim stanie, na tyle ciężkim że w każdej chwili może poronić.
Po tych slowach lekarza usiadłem na krześle i zacząłem płakać....
-----------------------------------------------------------------------------------
Tak oto się przedstawia 18 część. Mam nadzieję że się podoba. Ktoś się spodziewał że to wszystko sprawka byłej żony Paula? Do następnego i pozdrawiam. :* :)

CZYTASZ=KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ



środa, 19 lutego 2014

Rozdział 17

Słuchawka spadła mi na ziemię p tym co usłyszałam. Pierwszą myślą, która pojawiła mi się w głowie było coś w rodzaju "jak on mnie tu znalazł" ? Mój narzeczony nic nie wiedział o moich relacjach w rodzinie, nawet nie pytał, a ja sama też nikomu się nie zwierzałam, ten temat jest dla mnie bardzo trudny po tym co przeszłam w dzieciństwie wyjeżdżając do Rzeszowa myślałam że zacznę wszystko od nowa aż do dzisiaj...
Do salonu przybiegł zdenerwowany Paul.
-Co się stało kto dzwonił?
-Dzwonili z policji... -  tym momencie mój głos zamarł.
-Jak to czego chcieli? Znowu ten Penchev?
-Nie, o wiele gorzej... -po policzku spłynęla mi łza
-No mów co się dzieje!
-Mój ojciec, jest w mieście, znalazł mnie....
-I co w związku z tym? -zapytał zdezorientowany Paul
-A to się stało że uciekłam z rodzinnego domu do Rzeszowa aby zacząć nowe życie. Od małego bił mnie i mamę. Poniżał nas... Gdyby nie jego wieloletnie prowokacje nie mieszkałybyśmy z nim już od dawna ale zastraszał nas że jeśli odejdziemy do niego to się zabije albo że zniszczy nam życie. Nie wiedział dokąd uciekłam. Ale teraz jest w Rzeszowie. Boję się, tak strasznie się boję...
-Nie bój się. Nic ci nie grozi, jesteś przy mnie.  -wtuliłam się w Lotmana
-Jedźmy już. Miejmy to za sobą... -powiedziałam strachliwym głosem.
-Jesteś pewna że chcesz jechać? Może załatwię to sam?
-Nie, on jest nieobliczalny, jadę z tobą.
Po chwili zeszliśmy na dół, wsiedliśmy do auta po czym udaliśmy się na policję. Za około 15 minut byliśmy na miejscu. Weszliśmy do środka. To miejsce było przerażające. Po prostu nie do opisania.
Po chwili znaleźliśmy się w gabinecie funkcjonariusza, na fotelu siedział ojciec, którego na sam widok miałam ochotę udusić za to co zrobił mi i mamie. Paul na jego widok. Zrobił się wściekły, miał ochotę tak samo jak ja coś zrobić mężczyźnie przez, którego nie miałam normalnego dzieciństwa. Dobrze że w pomieszczeniu był policjant bo by się pobili.
Ojciec wstał z krzesła obrócił się w naszą stronę. Na widok jego twarzy o razu zrobiło mi się nie dobrze.
-Witaj, córeczko.
-Dzień dobry. -nie byłam w stanie na niego patrzeć mój wzrok błądził po pokoju.
-I tylko tyle masz mi do powiedzenia?
-A ty? Przez tyle lat musiałyśmy cię z mamą znosić a teraz co? Zjawiasz się nie wiem po co i będziesz zgrywać wielkiego tatusia? Wiedz że dla mnie jesteś nikim!
-Po co tyle gniewu? A nie przedstawisz mi twojego kolegi?
-Kolegi?! To jest mój narzeczony ale nie wiem czy będzie cię to obchodzić...
-Ooo to kiedy ślub? Już nie mogę się doczekać kiedy poprowadzę moją córunię do ołtarza.
-Zapomnij! Jesteś ostatnią osobą, która mogła by mnie prowadzić do ołtarza. Brzydzę się tobą. Jesteś dla mnie skończony! Rozumiesz?!
-Ale po co te nerwy? Chcę się pogodzić.
-Nie licz że kiedyś ci wybaczę. Przez ciebie nie wiem gdzie jest mama i co się z nią dzieję.
Do rozmowy wtrącił się Paul:
-Niech pan się nie wtrąca w nasze życie. A jeżeli chce pan szczęścia córki prosze ją zostawić w spokoju! Tym bardziej że spodziewamy się dzieci.
-Co dzieci? Będę dziadkiem super. A ty synku uważaj co mówisz bo możesz się przeliczyć...
-Wypraszam sobie!
-Dobra koniec tego! Paul wychodzimy! A to się nie wtrącaj w nasze życie. W ogóle zapomnij o tym spotkaniu zapomnij o mnie i o mamie. Zapomnij że miałeś rodzinę! - po tych słowach wyszliśmy z komisariatu.
Ta rozmowa kosztowała mnie wiele nerwów. Chyba jest najgorszą z tych, które do tej pory przeprowadziłam w swoim życiu. Przez całą drogę powrotną płakałam. Nie mogłam się pozbierać. To była dla mnie straszna trauma.
Po powrocie do domu miałam złe przeczucia odnośnie dzisiejszego spotkania po latach... Od razu położyłam się spać z tego natłoku wrażeń.

*Oczami Paula*
Co za tupet po tym jak potraktował Blankę ma czelność wracać po latach jak gdyby nigdy nic?! Myślałem że przyleje gościowi. Ani przez chwilę nie pomyślałem że ten facet to mój zięć. Miałem wiele pytań do Blanki o jej przeszłość ale widząc jak to przeżyła i nadal przeżywa, nie chcę jej męczyć. Być może i tak już za dużo się dowiedziałem jak na jeden dzień...
---------------------------------------------------------------------------------------
I oto jest kolejna część- 17 .
Wielu z Was myślało że to chodziło o Nikolaya z tym wezwaniem a tu proszę. Czy waszym zdaniem ojciec Blanki namiesza w ich życiu? ... Pozdrawiam i do następnego. 

PS. Przepraszam że taki krótki rozdział. :) Następny będzie dluższy. ;)

CZYTASZ=KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ



wtorek, 4 lutego 2014

Rozdział 16

Sama nie wiem dlaczego, chciałam pobiec za Nikolayem porozmawiać wytłumaczyć. Ale z drugiej strony tłumaczyć co? Że jestem szczęśliwa? Na całe szczęście Ola wybiła mi to z głowy. Usiadłam na fotelu a po policzku zaczęły mi płynąć łzy.
-Hej, mała czemu płaczesz? Przecież to nie twoja wina.
-Ja już nie mam pojęcia co jest z mojej winy a co nie. Ale mam złe przeczucia, A co jeżeli sobie coś zrobi? Nie wybaczę sobie tego...
-Cicho, nie płacz. Nie wolno ci się teraz denerwować. -pocieszała mnie przyjaciółka
-Do cholery jak mam się nie denerwować?!
-Tylko mi nie mów że coś do niego czujesz?! -wykrztusiła Ola
-Nie wiem do kogo co czuje.... Mam tego wszystkiego dość. -uciekłam do łazienki zamykając, trzasnęłam drzwiami. W tym samym momencie do mieszkania wrócił Paul.
-Ola? Co ty tu robisz? Gdzie Blanka? Co się stało?
-Hej, hej kolego nie tyle pytań na raz! Blanka jest w łazience.
-W łazience?! Jak to? Źle się czuje?
-Ze zdrowiem fizycznym jest ok, ale z psychiką....
-Olka mów co sie stało do cholery! -uniósł głos Amerykanin
-Niko się dowiedział się że Blanka jest w ciąży, wybiegł stąd jak oparzony.
-Co on tu robił?
-Przyszedł po coś. -Lotman popatrzył na drzwi łazienki i zaczął się do nich dobijać.
-Blanka, skarbie nic ci nie jest?! Odezwij się! Błagam!
-Proszę, zostawcie mnie teraz samą! -powiedziałam zapłakanym głosem.
-Blanka, otwieraj te drzwi albo je wywarze!
-Paul, prosiła cię o coś, odpuść
-Nie, ten idiota znów rozpieprza mi życie, i mam na to tak spokojnie patrzeć?! Nigdy!
-Blanka, wchodzę!
Po chwili ku moim oczom ukazał się Paul, a drzwi a właściwie kawałki z tego co pozostało walało się po płytkach.Przyjmujący kucnął przy mnie przytulił po czym powiedział.
-Co on ci znowu zrobił?
-On, chyba co ja mu zrobiłam...
-Nie mów tak, jesteśmy szczęśliwi będziemy rodzicami a że jemu to przeszkadza to jego sprawa.
-po chwili odpowiedziałam- Masz rację. Koniec z nim, od teraz traktuje go tylko jako kolegę z pracy. I ty też.
-Wiesz słońce.... Po tym co nam zrobił ciężko mi będzie go polubić. Ale dla ciebie się postaram.
-Ooo, jak ja lubię takie zakończenia. -westchnęła Ola -ja lecę pa gołąbeczki.
-Pa kochana, dzięki że przyszłaś.
Wstałam z podłogi. Spojrzałam na bałagan.
-No wariat no! Ciekawe kto to posprząta...
-Oczywiste że nie ty kochanie. Ty musisz odpoczywać.
-Oho, zaczyna się - wymruczałam po cichu
-Kochanie a zastanawiałaś się nad imionami i chrzestnymi?
-Kochanie a czy nie jest za wcześnie na takie rzeczy?
-Ech, no po prostu nie mogę się doczekać aż przyjdą na świat małe Paule.
-Pff, chyba chciałeś powiedzieć małe Blanki.
-No może być... Aha i żeby było jasne na następną wizytę u lekarza idę z tobą.
-Okej. A teraz weź to sprzątnij i zamów nowe drzwi do łazienki. -roześmiałam się

*Oczami Nikolaya*
Prosto z mieszkania Blanki poszedłem do baru. Najpierw jeden kieliszek potem następny, potem jeszcze kilka drinków. A potem sam nie pamiętam......

*Oczami Blanki*
Stałam w lustrze gapiąc się w swój brzuch, który z dnia na dzień stawał się coraz większy. Nie mogłam uwierzyć w to co się dzieje, Paul moja praca a teraz ten ślub i ciąża... A po drugiej stronie lustra Penchev. Mam nadzieję że nic sobie nie zrobi... Miałam złe przeczucie. Po chwili  zadzwonił telefon, była to moja pani ginekolog.
-Skarbie dzwoniła moja pani doktor, wizyta jest jutro o 10:00.
-Jutro, a miała być za tydzień.
-Za tydzień nie może. Idziesz ze mną?
-To jeszcze się pytasz, pewnie że idę. Po treningu wpadnę po ciebie i pojedziemy.
Nadszedł kolejny dzień, trochę się denerwowałam przed tą wizytą z Paulem, ale zacisnęłam zęby i pojechaliśmy tam razem.
Usiadłam na fotelu a lekarka zaczęła przeprowadzać badanie. Paul na widok maluchów aż się popłakał. Ja też ledwo co wytrzymałam. Szczęśliwi wróciliśmy do domu jednak nasz spokój nie trwał długo. Dostałam telefon z komisariatu że mam się natychmiast wstawić.
-------------------------------------------------------------------
Kolejna część, mam nadzieję że w miarę będzie. ;) Jak myślicie po co wezwano Blankę na komisariat? :D

Dziękuję za tyle wyświetleń, nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczy. :* Do następnego.
Pozdrawiam. 

CZYTASZ=KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ